Efekt ukąszenia węża

2008-04-07 00:00:00

W styczniu jednostki funduszy inwestycyjnych umarzały dwie grupy klientów. Pierwszą byli ci, którzy przez ostatnie lata sporo zarobili i chcieli zrealizować zyski. Drugą osoby, które w ostatniej chwili weszły na rynek, a kiedy zaczęła się korekta na giełdzie przestraszyły się. W psychologii biznesu nazywa się to efektem ukąszenia węża. Inwestorzy sparzyli się i bali większych strat, stąd umorzenia – mówi Marcin Dyl, prezes Izby Zarządzających Funduszami i Aktywami. W styczniu i w lutym kupiono jednak jednostki za 12,4 mld zł. To świadczy o wysokim poziomie dużej grupy inwestorów. Nie wszystkich przestraszyła korekta.

Marcin Dyl, prezes Izby Zarządzających Funduszami i Aktywami

Wiele osób kupowało jednostki funduszy akcyjnych, kiedy hossa już się kończyła. Do inwestowania dużych kwot namawiali sprzedawcy. Czy to nie powinno się zmienić?
TFI świetnie radzą sobie z zarządzaniem, działalnością statutową i działalnością inwestycyjną. Mają natomiast ograniczony wpływ na relacje sprzedawca-klient. Prowadzą zakrojone na szeroką skalę działania edukacyjne dla sprzedawców.

Może towarzystwa powinny delegować swoich pracowników do sprzedaży jednostek w okienkach bankowych? Dla sprzedawców nie ma znaczenia jaki fundusz sprzedadzą.
Trudno byłoby to zorganizować, ponieważ kanałów dystrybucji przybywa. Coraz częściej w jednym okienku bankowym można kupić jednostki kilku lub nawet kilkunastu funduszy.

IZFiA powinna jednak wpłynąć na unormowanie zasad dystrybucji. Czym właściwie Izba się zajmuje, co od niej zależy?
Izba jest platformą do mówienia o wspólnych kwestiach dla rynku funduszy inwestycyjnych. Naszym zadaniem jest reprezentowanie TFI w kontaktach z Komisją Nadzoru Finansowego, regulatorem, jak i w kontaktach z mediami. Daje możliwości wymiany poglądów i kreowania stanowiska, które mogłoby usprawnić prowadzenie i rozwijanie rynku funduszy inwestycyjnych.

Dlaczego tak mało TFI należy do Izby?
Teraz do Izby należą towarzystwa już długo działające na rynku. Wkrótce odbędzie się walne zgromadzenie, które zatwierdzi przyjęcie kolejnych członków Izby. Jeżeli się jednak spojrzy na wartość aktywów zarządzanych przez TFI należących do Izby, to jest to około 96-97 proc. całego rynku.

A najmłodsze TFI przystąpią?
Część TFI, które ostatnio dostały zezwolenia KNF, nie prowadzi działalności operacyjnej. Nie uruchomiły jeszcze funduszy, albo mają fundusze w fazie rejestracji. Na tym etapie swojej działalności są skoncentrowane na rozwijaniu biznesu, a nie na szukaniu platformy do wymiany poglądów i rozmawiania o problemach rynku, bo tych problemów jeszcze nie znają. Ostatnio powstają TFI tworzone przez osoby prywatne, które wkładają w nie własne pieniądze i dopiero, kiedy osiągną pewien próg rentowności będą myśleć o sferach bardziej przekrojowych.

Od kilku lat mówi się o konsolidacji rynku. Tymczasem liczba TFI wciąż rośnie, jest ich już 33, a za moment będą kolejne. Nie ma już takiej potrzeby?
Liczba TFI, które są ukierunkowane na klienta masowego jest raczej stała. Zwiększa się  liczba TFI, które kierują swoją ofertę do klienta niszowego, np. fundusze zamknięte, które sprzedają certyfikaty przez domy maklerskie, albo skierowane do zamożnych klientów.

Czy nasze rodzime fundusze będą nadal atrakcyjne dla inwestorów po wejściu Polski do strefy euro?
Jeżeli warunki działania funduszy zagranicznych dystrybuowanych w Polsce i naszych rodzimych będą porównywalne, to rola naszych będzie dominująca.

Czy jest szansa, żeby te warunki były porównywalne?
Szansa jest. Trzeba tylko nad tym dużo pracować. Pierwsze symptomy, jak np. wymogi dotyczące prospektów idą w tym kierunku, ale jest jeszcze kilka rzeczy do zrobienia. Jest to też kwestia odpowiedzialności rządu za pewne zjawiska. Jeżeli mówimy, że warunki muszą być porównywalne, bo kapitał z TFI odpłynie zagranicę, to trzeba na to reagować. W większości krajów zachodniej Europy, mimo że fundusze luksemburskie, które tak naprawdę są platformą do wejścia na rynek europejski funduszy amerykańskich, są silną grupą, to fundusze rodzime wciąż dominują. Ludzie zawsze mają większe zaufanie do tego co własne.

A może, zakładając wejście Polski do strefy euro za cztery czy pięć lat i biorąc pod uwagę rekomendowanie długoterminowego inwestowania w fundusze akcji, powinno się już inwestować w euro? Euro jest teraz tanie, a zysk za kilka czy kilkanaście lat nie będzie już realizowany w złotych.
Trudno przewidzieć jak w najbliższym czasie będzie zachowywał się kurs złotego. Czy będzie się umacniał, czy osłabnie. Zasada jest taka, że powinno się inwestować w walucie, w której się zarabia. Teoretycznie, przy założeniu realizacji zysków w euro, byłby to jakiś pomysł, ale pomysł trudny do zrealizowania, ponieważ ludzie kierują się emocjami i patrzą na bieżącą sytuację, a nie tak daleko w przyszłość. Teraz złoty jest najmocniejszy w historii, euro coraz słabsze, dolar też wciąż spada, ale czy to się nie zmieni?

W ostatnich latach mówił pan, że Polacy inwestują coraz bardziej świadomie i racjonalnie. Teraz mówi pan o emocjach. To jak to właściwie jest? Zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę masowe umarzanie jednostek w chwili największego załamania rynku i to z dużymi stratami.
Podtrzymuję swoje zdanie. Wszystko zależy od tego, co i do czego porównamy. Jeżeli porównamy saldo umorzeń do całego rynku, to było ono spore, ale przecież bardzo dużo osób na rynku pozostało.

Może odeszli ci, którzy kupowali jednostki w owczym pędzie po bardzo wysokich cenach, np. pod koniec 2006 roku i w pierwszej połowie 2007 roku?
Z naszych obserwacji wynika, że umarzały dwie grupy klientów. Pierwszą byli ci, którzy przez ostatnie lata sporo zarobili i chcieli zrealizować zyski. Drugą osoby, które w ostatniej chwili weszły na rynek, a kiedy zaczęła się korekta na giełdzie przestraszyły się. W psychologii biznesu nazywa się to efektem ukąszenia węża. Inwestorzy sparzyli się i bali większych strat, stąd umorzenia.

A jednak w styczniu i w lutym kupiono jednostki za 12,4 mld zł.
To właśnie świadczy o wysokim poziomie dużej grupy inwestorów. W lutym 2008 roku najchętniej kupowane były jednostki funduszy akcyjnych. Nie wszystkich przestraszyła  korekta i część inwestorów postanowiła wykorzystać niskie ceny akcji do kupna jednostek funduszy akcyjnych. To grupa osób, która zdaje sobie sprawę z długoterminowości takiej inwestycji.

Ostatnio jeden z banków wprowadził trzymiesięczną lokatę połączoną z dwoma funduszami akcyjnymi. Fundusze akcji są rekomendowane na kilka lat. Sytuacja na rynku jest niepewna. Może się okazać, że klienci po tych trzech miesiącach stracą więcej w funduszu, niż zyskają na lokacie. Czy to nie odstraszy kolejnych osób od funduszy?
Jestem za sprzęganiem horyzontu funduszu z horyzontem lokaty, żeby nie było dyferencjacji między dwoma składnikami produktu.  Pewnie TFI, które bierze w tym udział, oszacowało swoje możliwości. Jeżeli się pomyliło, ryzykuje tym, że klienci, którzy będą niezadowoleni z inwestycji, odejdą. 

Hitem ubiegłego roku były fundusze parasolowe. Klienci zyskali, bo nie płacą podatku od zysków kapitałowych przy zmianie subfunduszu. TFI niewiele jednak mają korzyści. Musiały za to ponosić koszty i przekształcać fundusze, co czasem trwało wiele miesięcy. Nie lepiej było znieść opodatkowanie, jak ma to miejsce w Stanach Zjednoczonych, przy przenoszeniu oszczędności z funduszu do funduszu w ramach jednego TFI?
Dyskusje o podatkach są zawsze bardzo trudne bez względu na to kto rządzi. Rozwiązanie takie byłoby znacznie prostsze, ale z punktu widzenia resortu finansów, zapewne bardzo, bardzo trudne do zrealizowania na poziomie ustawowym.

Czyli niemożność znalezienia wspólnego rozwiązania doprowadza do tego, że wszystko rozciąga się w czasie, a dodatkowo naraża kogoś na niepotrzebne koszty? Przecież przekształcanie funduszy i druk nowych prospektów kosztuje.
Od czerwca prospekty będą już znacznie cieńsze. Skrót prospektu zmniejszy się z 30-40 stron do 4-6. Prospekty powinny natomiast zostać skrócone o 30-40 proc.

Jest więc szansa, że inwestorzy będą do nich zaglądać. Przebrnięcie przez kilkaset stron prospektu funduszu parasolowego było trudne i nudne nawet dla wytrwałych. Zwłaszcza że pewne rzeczy powtarzają się przy okazji omawiania kolejnego subfunduszu.
Pewne rzeczy udało się wyciągnąć przed nawias. Chodzi oczywiście o te elementy, które są wspólne dla każdego subfunduszu.

Czy oferta funduszowa będzie nadal poszerzana. Jakich strategii jeszcze może brakować polskim inwestorom?
Wydaje mi się, że paleta możliwości jest bardzo duża. Jest prawie 400 funduszy i subfunduszy. Inwestorzy mają więc w czym wybierać. Zwiększenie liczby funduszy będzie wynikało głównie z konkurencji pomiędzy TFI, które będą się starały tworzyć jak najszerszą ofertę swoich produktów.

Inwestorzy wciąż mają problemy z czasem księgowania jednostek. Zdarzyło się, że sprzedaż jednostek funduszu rynku pieniężnego księgowana była 6 dni.
Normalnie powinno to się odbywać w ciągu jednego dnia, najwyżej dwóch. Nie jestem w stanie odpowiadać za zjawiska incydentalne. Natomiast patrząc na standardy księgowania zleceń w Polsce i na świecie, np. w Niemczech, Wielkiej Brytanii czy we Francji, u nas jest to szybsze. Na zachodzie często nie ma odgórnych przepisów regulujących ten czas jednolicie, raczej jest on uzależniony od kanałów dystrybucji. Jeżeli składa się zlecenie przez Internet, to jest ono księgowane szybko bez względu na to czy dotyczy jednostek funduszu rynku pieniężnego czy funduszu akcji. Wszystko zależy od strony technicznej.

Jest szansa, żeby zlecenia kupna i sprzedaży jednostek były tak szybko księgowane jak np. akcje?
To nie zależy od TFI, tylko od sieci agenta transferowego. W Polsce TFI narzekają na agentów transferowych. Być może agenci nie przewidzieli tak szybkiego rozwoju rynku. No i musimy pamiętać o tym, że rozliczenie sesji na giełdzie warszawskiej trwa trzy dni, co jest nota bene standardem rynkowym.

Kto ma wpływ na poczynania agentów transferowych?
Komisja Nadzoru Finansowego.

Miałaby szanse przywołać ich do porządku?
Oczywiście.

Miło to słyszeć, zwłaszcza że jeden z agentów transferowych wymaga np. zaświadczenia z urzędu skarbowego o niezaleganiu z podatkiem, którego nie ma. Niech pan spróbuje takie zaświadczenie uzyskać.
Rynek ma niestety słabsze ogniwa. Może do nich należeć tempo przetwarzania dokumentów przez agentów transferowych. Dokumenty te napływają, napływają też pieniądze, czasem coś się nie zgadza, trzeba coś wyjaśniać. Pytanie w jakim czasie jest to wszystko robione. Słabszym ogniwem, o czym już mówiliśmy, może być czasem dystrybutor. Jego wiedza, poziom przekazu informacji, etyka działania. To nie tylko słabe ogniowa w Polsce. Problemy te dotyczą wszystkich rynków na świecie.

Mam też wrażenie, że nie ma ujednoliconych przepisów regulujących działania agentów transferowych.
To prawda, są one szczątkowe.

Rozmawiała Ewa Bednarz

Ekspert Comperia.pl

Słownik finansowy
Kalkulatory

Szukasz kredytu gotówkowego? Chcesz zaoszczędzić? A może nowa inwestycja się kroi? Z nami wszystko przekalkulujesz!

Sprawdzam